WPROWADZENIE

niedziela, 14 lutego 2016

Konno do Santiago




Schodząc z Żelaznego Krzyża, Camino de Santiago wiedzie przez Puente Romano (Most Rzymski) do niewielkiego, położonego pośród gór Bierzo, malowniczego pueblo, Molinaseca. Po przekroczeniu mostu na rzece Meruelo, której woda jest czysta, bystra i okropnie zimna wchodzi się na zabytkową Calle Real, pełną barów, bodeg, winiarni i reatauracji. Na drugim końcu Calle Real, gdzie ulica  zbiega się z lokalną szosą do Ponferrady stoi kamienny posąg św. Jakuba w stroju pielgrzyma: w kapeluszu z muszlą małża, kosturem i biblią. 




Kilkaset metrów od tego miejsca znajduje się szesnastowieczna ermita "San Roce" zamieniona na schronisko dla pielgrzymów.
Podczas renowacji ermity, ze względu na jej sakralny charakter i zabytkową wartość obiektu, na zewnątrz nie dokonano poważniejszych zmian. Natomiast wnętrze należało dostosować do potrzeb współczesnego pielgrzyma i obecnie, po gruntowej przeróbce trudno sobie wyobrazić jego pierwotny wystrój. Na parterze, w centralnym punkcie obszernego hallu, gdzie kiedyś prawdopodobnie był ołtarz, postawiono otwarty kominek z niewielką kuchnią a w dawnej zakrystii zainstalowano natryski i ubikacje. Sypialnia znajduje się na piętrze dobudowanym podczas remontu. Mieści się tam dziewiętnaście łóżek i sześć materacy. Materace rozłożono na niedużym podeście poniżej rozety.
Charakterystyczną cechą schroniska są łóżka umieszczone na zewnątrz, znajdujące się pod szerokim na cztery metry okapem. Jest to ewenement na Camino de Santiago. Pielgrzymi nocują tam od wiosny do jesieni.
Albergue otacza rozległy trawiasty plac, którego naturalną granicę stanowią liczne drzewa orzechowe i  żywopłot z różanych krzewów od strony szosy. Na placu peregrinos wędrujący  z namiotem mogą założyć biwak a konie, osły i inne zwierzęta towarzyszące pielgrzymom mają miejsce na popas.
     W schronisku "San Roce" pracowałem dwa lata, wraz z moim serdecznym przyjacielem, Matiasem. Matias był Baskiem i pochodził z Irunu.  

***

Pewnego deszczowego dnia  pod koniec października do schroniska zawitała niezwykła karawana składająca się z trzech koni, dwóch jeźdźców i jednego psa. Przy czym konie pochodziły z Grecji, jeźdźcy z Anglii a pies był owczarkiem niemieckim.
Mieliśmy tego dnia niewielu pielgrzymów: kilku Hiszpanów, dwie Niemki i chyba jakiś Francuz, a może był to Włoch...? 
Dzisiaj już nie pamiętam. W każdym razie był to chłodny dzień i od rana padał deszcz. Siedzieliśmy i grzaliśmy się w naszej kanciapie. Matias właśnie spał a ja oglądałem telewizję, gdy nagle - jakoś pod wieczór - ktoś zastukał do drzwi. Była to kobieta w średnim wieku, opatulona przeciwdeszczowym płaszczem.
- Czy Pan jest hospitalero? - zapytała nieśmiało.   
- Tak, jestem hospitalero - odpowiedziałem. - A o co chodzi?
- Chcielibyśmy zatrzymać się tutaj na noc - wyjaśniła kobieta. - Tylko jest mały problem.
- Jaki problem?
- Pielgrzymuję razem z mężem...
- ...?!
- Są z nami trzy konie i pies...
- Jakie konie? jaki pies?- zapytałem zdziwiony, bo nie zauważyłem  żadnych czworonogów w pobliżu.
- Tam, na ulicy. Przed schroniskiem  - wyjaśniła kobieta. - Czy znajdzie się dla nas miejsce?
Wychyliłem się bardziej i wtedy dostrzegłem stojące na ulicy dwa osiodłane konie i zad trzeciego. Męża i psa nie widziałem.
- Oczywiście, oczywiście - powiedziałem. - Proszę  podprowadzić konie pod tamtą bramę. Będzie łatwiej wejść. Zaraz otworzę, tylko obudzę kolegę.
- Bardzo dziękuję. Powiadomię męża - odpowiedziała zadowolona kobieta i odeszła.
- Mati! Mati! - budziłem Baska potrząsając go za ramię. - Słyszysz, obudź się!
- Co się stało? - zapytał zdziwiony i nie do końca rozbudzony Mati.
- Mamy w schronisku trzy konie - wyjaśniłem.
- Jakie konie? Gdzie konie? - pytał Matias rozglądając się po "kanciapie"
- Na pewno nie tutaj, tylko na podwórku - odpowiedziałem wybuchając śmiechem. - Wstawaj, musisz im  wyjaśnić, gdzie je mają przywiązać.
- Komu wyjaśnić, koniom?- pytał rozespany Matias.
- Nie koniom, tylko pielgrzymom, którzy z nimi przybyli. Wstawaj!
W końcu oprzytomniał i zrozumiał co do niego mówię. Poszliśmy pod bramę, za którą oczekiwali pielgrzymi z czworonogami. Matias otworzył bramę i cała karawana wkroczyła na teren schroniska.
- Buenos Dias - powitał nas mąż kobiety prowadząc za uzdę osiodłanego siwka z piękną białą grzywą. Za mężem podążała żona z dwoma kasztanami. Karawanę zamykał podpalany owczarek niemiecki. Kiedy pielgrzymi przywiązali, rozsiodłali, nakarmili i napoili konie zajęliśmy się sprawami administracyjnymi.
Jak już wspomniałem, pielgrzymi-kawalerzyści byli Anglikami i pochodzili z okolic Birmingham. Wiosną tamtego roku postanowili odwiedzić Stary Kontynent. W drodze miał im towarzyszyć Rex, ich owczarek niemiecki. Promem popłynęli do Dunkierki. Z Dunkierki, podróżując przez Francję, Szwajcarię, Austrię i Węgry dotarli do Grecji. Na Peloponezie nabyli trzy wspaniałe rumaki o imionach greckich bogów: Zeus, Posejdon i Ares.  Dalszą podróż odbywali już konno. Z Grecji, przez Chorwację i Słowenię dotarli do Italii, gdzie odwiedzili Wenecję,  Florencję, Asyż, Rzym i przez Mediolan dostali się do Francji. Kiedy dojechali do francuskiego miasteczka, Le Puy, skąd w dwunastym wieku wyruszył do Santiago pewien francuski mnich, promotor Drogi Francuskiej i autor Kodeksu Kalixtyńskiego, Almery Picaud, postanowili konno przemierzyć Camino de Santiago szlakiem wytyczonym przez owego mnicha.
Rankiem, tamtego dnia, wyruszyli z Hospital de Orbigo. Po przejechaniu prawie siedemdziesięciu kilometrów, pokonując góry Bierzo w okolicach Foncebadon i Manjarin, wieczorem dotarli do Molinaseca. Byli utrudzeni i zmęczeni. Po kolacji nie mieli ochoty na "nocne pielgrzymów rozmowy", doglądnęli  zwierząt i udali się na spoczynek.
Rano, jeszcze przed świtem, pielgrzymi-kawalerzyści nakarmili swoje czworonogi. Śniadanie zjedli w otwartej o tak wczesnej porze, restauracji "Palacio", znajdującej się nieopodal mostu. Po powrocie osiodłali konie i po gorącym i spektakularnym pożegnaniu (na placu przy schronisku zgromadzili się sąsiedzi i pielgrzymi) dosiedli wierzchowców i ruszyli stępa do oddalonego o sześćdziesiąt kilometrów O'Cebreiro.
 Po dotarciu do Santiago, od którego dzieliło ich dwa, może trzy dni drogi zamierzali kontynuować swoją peregrynację, do Finisterre i Muxii, potem Szlakiem Angielskim (Camino Ingles) do La Coruni, gdzie wraz z końmi, drogą morską mieli przeprawić się do Plymonth w Anglii.
Podobno owa podróż - jak twierdzili podczas pobytu w Molinaseca - podarowała im wieczną  młodość...


ULTREIA!
Karolinie Nowickiej 
z okazji urodzin