WPROWADZENIE

niedziela, 13 sierpnia 2017

Szlakiem Templariuszy - Ponferrada

-Zejdźmy na szosę – powiedziałem do brata. – Nie mam ochoty tłuc się dłużej po tych kamieniach. 
Schodziliśmy z Manjarin stromą, kamienistą ścieżką i byliśmy niecały kilometr od Molinaseca. Znałem tą drogę na pamięć. Wiedziałem że zaraz zacznie się niezwykle trudny odcinek: stromy i pełen kanciastych głazów i kamieni a ja naprawdę nie miałem ochoty skakać jak kozica. Zeszliśmy ze szlaku na lokalną szosę: wąską i krętą i dalej szliśmy po asfalcie. Było koło południa i słońce stało w zenicie i było bardzo gorąco. W końcu zza zakrętu wyłoniła się wieża kościoła, kamienny most, po którym szli pielgrzymi i pozostałe zabudowania pueblo.
-Ta wioska przed nami, to Molinaseca? - zapytał Janek.
-Tak, to Molinaseca – odpowiedziałem. - A tam dalej to Ponferrada.
-Stąd wydaje się być blisko.
-Jakieś pięć kilometrów. Ale idzie się deptakiem, wzdłuż szosy i przeważnie w dół.
-Acha...
Minęliśmy, znajdujące się po prawej stronie drogi, sanktuarium Nuestra Seniora de las Angustias, przekroczyliśmy most i weszliśmy w zabytkową Calle Real, pełną barów, bodeg, winiarni i restauracji. Można tam było skosztować lokalnej kuchni i napić się wina z Bierzo. Nie mieliśmy jednak ochoty na lokalne specjały czy wino z Bierzo, spieszno nam było do Ponferrady. W Mezon Palacio wypiliśmy tylko po filiżance kawy i ruszyliśmy w drogę. 
Godzinę później byliśmy już w Ponferradzie. Zameldowaliśmy się w schronisku, rozpakowali, wykąpali i poszliśmy na Stare Miasto w kierunku zamku templariuszy. Wizyta na zamku była powodem naszego postoju w tym mieście.




Historia twierdzy sięga czasów antycznych. Podobno już celtoiberowie postawili tam pierwszą fortyfikację, którą potem wielokrotnie przebudowywali Rzymianie i Wizygoci. W 1178 roku król Leonu, Fernando II, ofiarował zamek templariuszom. Mieli oni ochraniać szlak i pielgrzymów zmierzających do grobu Świętego Jakuba, przed grasującymi po drogach rozbójnikami i najazdami Maurów. Po upadku Świątyni, w 1314 roku, zamek został przekazany infantowi Don Juanowi i stał się częścią zespołu fortyfikacji Korony Kastylijskiej.



Wpierw postanowiliśmy obejrzeć twierdzę z zewnątrz. Minęliśmy baśniową bramę uzbrojoną w cztery blankowane wieże i ścieżką wiodącą pod murami doszliśmy do rzeki. Przy rzece ścieżka skręcała w prawo i biegła wzdłuż murów. Od tej strony twierdzę ochraniał tylko jeden pas blankowanych murów. Natomiast od strony miasta fortyfikację wzmocniono podwójnym a przy samej bramie potrójnym pasem murów. Zamek wieńczyło kilka wspaniałych wież, z których największą była północna, Torre del Moclín, zbudowana na planie sześciokąta. 

 

Kiedy już zakończyliśmy rozpoznanie zewnętrznych murów, po kamiennym moście weszliśmy do twierdzy.
-Po wczorajszym pobycie w komandorii w Manjarin i wieczornej modlitwie Thomasa, kiedy w białym płaszczu z czerwonym krzyżem i z mieczem w ręku stał przed figurą Najświętszej Marii Panny z Fatimy, dzisiaj wkraczając do tej twierdzy czuję się, jak prawdziwy templariusz, bracie – oznajmił Janek, kiedy przekraczaliśmy arkadową bramę.
-Tylko nie wybieraj się przypadkiem na krucjatę – odparłem.
-Nic nie wiadomo, ta twierdza pobudza wyobraźnię.
Kupiliśmy bilety i schodami po prawej stronie wspięliśmy się na zębate mury obronne. Roztaczał się stamtąd widok na całą dolinę Ponferrady i okalające ją góry Bierzo. Kiedy już obeszliśmy blanki dookoła zeszliśmy na rozległy dziedziniec i obejrzeliśmy pozostałości dawnej komandorii Rycerzy Świątyni. Potem wstąpiliśmy do zamkowej biblioteki. Biblioteka mieściła się w nowo postawionym budynku na zamkowym dziedzińcu. W jej zbiorach znajdowało się wiele starych ksiąg i dokumentów pozostałych po stacjonujących tam templariuszach oraz kilka eksponatów, jak tarcze, miecze i zbroje, ale było ich niewiele.
Po opuszczeniu twierdzy wstąpiliśmy do baru położonego w cieniu zamkowych murów. Usiedliśmy przy stoliku wystawionym na ulicy i kiedy zjawił się kelner zamówiliśmy po lampce wina z Bierzo.
-Ciekawa ta twierdza, ale niewiele pozostało w niej po templariuszach – zauważył Janek.
-Większa część murów obronnych pochodzi z późniejszej epoki, głównie z XV wieku – wyjaśniłem.
-Yhm... widać różnicę.
-Zwróć uwagę na te okrągłe, nieociosane kamienie. Te właśnie fragmenty murów pochodzą z XII wieku, a więc z czasów, kiedy zamek zajmowali templariusze.
Kelner postawił na stoliku dwa wielkie, bombiaste kielichy wypełnione czerwonym winem.
-Nasze zdrowie! - powiedział Janek i jednym haustem wychylił cały kielich.
-Gdzie się tak spieszysz? - zapytałem.
-Muszę jeszcze kupić prezent dla Kamili – odpowiedział. - Wiesz jak to jest z kobietami. Jak nic jej nie przywiozę będzie miała pretensję.
-Rozumiem. No to lepiej już idź, wiem ile czasu zajmuje ci robienie zakupów – zaśmiałem się. Zeszłego roku, jak kupował swojej dziewczynie kolczyki w Santiago, to mu ponad dwie godziny zeszło. - Ja tu jeszcze posiedzę...
-Tylko się nie schlej -  powiedział na odchodne.
-Nie obawiaj się - odparłem ze śmiechem. - No idź już. Spotkamy się w schronisku.
-To na razie, trzymaj się!
-Na razie...
Przez chwilę patrzyłem jak się oddala i znika za załomem muru. Sięgnąłem po kielich i napiłem się ft wina. Było to młode wino z Bierzo. Potem spojrzałem na ponure zamczysko i dumałem, nad epoką która minęła... Choć duch zakonu templariuszy przetrwał w sercach ludzi - takich jak Thomas de Manjarin zwany Ostatnim Templariuszem, Jesus Jato z Villafranca del Bierzo czy Matias Elizaldo - ludzi, którzy swoje życie związali z niezwykłą Camino de Santiago... Wstałem uniosłem kielich i  zawołałem:
- Por los Templarios!!! Za Templariuszy!!!

Zdjęcie użytkownika Wlodzimierz Majcherek.
 



Ulteria!